poniedziałek, 6 grudnia 2010

Piernikowe muffiny bożonarodzeniowe

Wizyta znajomych stała się dobrym pretekstem do próby generalnej muffinów na Boże Narodzenie, których pomysł kłębi mi się w głowie od jakichś dwóch tygodni. Muffiny powstały i... chyba stworzyłam potwora ;) Bo - o ile znam swoją rodzinę i piernikowych żarłoków, to będę musiała piec je na okrągło i w ogromnych ilościach ;)

Składniki suche:
2,5 szklanki mąki
1 szklanka cukru
1 torebeczka cukru cynamonowego
1 (kopiasta) łyżeczka przyprawy do piernika
1 łyżeczka sody
1 łyżeczka proszku do pieczenia
4 (kopiaste) łyżeczki kakao

składniki mokre:
rozpuszczone pół kostki masła
200-250 g jogurtu naturalnego
2 jajka
(dodałam jeszcze łyżeczkę płynnego miodu - nie wiem, czy jakkolwiek wpłynęło to na smak muffinów, ale jak piernikowe, to piernikowe :)

dodatki:
skórka pomarańczowa w słusznych ilościach
aromat pomarańczowy
powidła śliwkowe

Muffiny robi się standardowo - wymieszać wszystkie składniki mokre, wymieszać wszystkie składniki suche, wymieszać wszystko razem. Do tego "razem" dodać skórkę pomarańczową i aromat. Nakładać do foremek łyżkę ciasta, łyżkę powideł i łyżkę ciasta - ponieważ jest dość gęste, można mu trochę pomóc w odpowiednim ułożeniu się, żeby z muffinów nie powstał przekładaniec ;)
Piec ok. 20-25 minut w 180 stopniach - tak standardowo piekłam wszystkie muffiny na bazie tego przepisu w piekarniku elektrycznym i wychodziły idealnie. W moim piekarniku gazowym, z którym wciąż się zmagam, muffiny musiały się piec ok. pół godziny, i to w wyższej temperaturze... Czyli po prostu trzeba być czujnym :)

Wyszły - nie chwaląc się - rewelacyjnie :) Myślałam jeszcze nad dodaniem orzechów (ale ponoć teść ma alergię, muszę się dopytać) i polewy czekoladowej - wtedy byłyby już chyba świątecznym ideałem :)
...a zapach w mieszkaniu - też idealny ^^

Potrawka z kurczaka

...w tonacji curry, zawsze jakoś mi w tę stronę ciąży ;)
Jak widać - tym razem zupełnie nie-wege, ale jako jedyna tutaj "przedstawicielka gatunku" ;) czuję się odpowiedzialna za przepisy z wykorzystaniem drobiu (bo z innym mięsem i u mnie średnio).


Składniki:
2-3 piersi kurczaka (wzięłam 1 dużą i 2 małe)
3-4 marchewki
większa pietruszka
niewielka cebula
2 ząbki czosnku
1/2 niedużego selera
1/2 puszki groszku konserwowego
1 szklanka bulionu
200 ml śmietany
olej/oliwa
przyprawy:
sól, pieprz, przyprawa do kurczaka, curry, zioła prowansalskie, oregano i inne, wg upodobań :)

Kurczaka oczyścić, pokroić na drobne kawałeczki, wymieszać z dwiema łyżkami oliwy i dwiema łyżkami przyprawy do kurczaka (typu "złocisty kurczak" lub - ostrzej - "kebab gyros"), odstawić do lodówki (mięso można też zamarynować trochę wcześniej, jeśli lubi się bardziej aromatyczne). Posiekać czosnek i cebulę, pokroić (lub zetrzeć na tarce) na paski marchewkę, pietruszkę i selera, odsączyć groszek. W garnku lub na głębokiej patelni zeszklić na oleju/oliwie cebulę i czosnek, dorzucić mięso i smażyć, aż będzie białe. Podlać częścią bulionu, wsypać marchewkę i pietruszkę, dusić, po jakimś czasie dolać resztę bulionu, dorzucić seler i groszek i dusić na małym ogniu pod przykryciem, aż wszystkie warzywa będą miękkie (ok. 20-30 minut). Do śmietany dosypać pół łyżeczki curry (ewentualnie można nie dodawać i wyjdzie wersja zwykła ;), wymieszać, zalać potrawkę śmietaną, dobrze wymieszać, dodać łyżeczkę ziół prowansalskich, pieprz, sól i inne przyprawy wg upodobań. Trzymać na ogniu do zagotowania.
I podawać z ryżem :)
(a na zdjęciu może nie wygląda zbyt zachęcająco, ale wyszło naprawdę dobre ;)

Smacznego!

sobota, 4 grudnia 2010

Paprykaczo...?

Paprykaczo to połączenie paprykarzu i leczo. A wszystko zaczęło się od tego, że...
Paprykarz autorstwa mojej babci jest w rodzinie potrawą niemalże legendarną - gotowany w wielkim garze, z ogromnej ilości składników, zjadany przez wszystkich zbyt szybko, a gdy znajdzie się w zamrażarce jakieś pełne go pudełko, to następuje niemalże licytacja, kto będzie jadł ;)
Nie chciałam robić paprykarzu. Chciałam zrobić leczo. Ale chyba jednak rodzinne skłonności przeważyły i wyszło coś bardzo paprykarzopodobnego, choć bez wielu składników, które dorzuca tam babcia.

Składniki:
2 duże marchewki
1 pietruszka
2 duże papryki
1/2 cebuli*
3 duże ząbki czosnku*
1 puszka krojonych pomidorów bez skórki
1-2 łyżki oleju/oliwy
1/2 szklanki bulionu warzywnego
bazylia, oregano, zioła prowansalskie
sól, pieprz
wersja wege z bonusem - ser camembert
wersja nie-wege z bonusem - dobra kiełbasa ;)

* proporcje cebuli i czosnku wynikają z naszych upodobań i zaleceń lekarskich. Jeśli komuś nie odpowiadają, to może je swobodnie zamienić ;)

Na dużej patelni (najlepsza będzie wysoka) na oliwie.oleju podsmażyć drobno posiekany czosnek i cebulę. Marchewki pokroić w słupki (lub zetrzeć na tarce o dużych oczkach), dorzucić na patelnię i dusić, aż  trochę zmiękną, można podlać małą ilością bulionu. Pokroić pietruszkę, dorzucić, oczyścić papryki, pokroić w kostkę i dorzucić również. Całość podlać resztą bulionu i dusić, od czasu do czasu mieszając, aż warzywa zrobią się w miarę miękkie (ale nie rozgotowane ;). Dodać pomidory razem z zalewą i dusić nadal, jeśli robimy bonusową wersję nie-wege [polecam ;], to w tym momencie należy dodać również kiełbasę pokrojoną w kostkę lub w półplasterki. Całość dusić jeszcze trochę, a gdy potrawa będzie wyglądać na już-zaraz-gotową, dodać - według uznania - oregano (dużo), bazylię (troszkę), zioła prowansalskie (całkiem sporo), pieprz (troszkę) i sól (nie dodałam wcale). W wersji bonusowej wege razem z przyprawami dodajemy też pokrojony w kostkę camembert.
Całość powinna się jeszcze trochę pogotować i już - gotowe ;)
...choć szczerze powiem, że z tym daniem było jak z paprykarzem babci - ostudzone i zjedzone na drugi dzień było jeszcze lepsze ;)

Smacznego!

niedziela, 7 listopada 2010

Kanapka na ciepło z serem halloumi

Coś drobnego, żeby poprawić sobie humor. Z serem halloumi.




Potrzebne są:
pieczywo
ser halloumi
cukinia
oliwa
przyprawy

Na patelni, na niewielkiej ilości oliwy podsmażyć plaster sera halloumi i 2-3 plasterki cukinii. Kromkę chleba podpiec w tosterze. Na chlebie ułożyć cukinię, ser, posypać wszystko sporą ilością pieprzu i udekorować bazylią.

niedziela, 31 października 2010

Placuszki waniliowe czyli niedzielne śniadanie

W tygodniu jadam szybkie, proste śniadania - kanapka, parówka sojowa, czasem resztki z poprzedniego obiadu. W wersji luksusowej - zapiekanki z ajwarem i żółtym serem. Niedopieczone, bo już o 6:34 ucieka autobus.

Śniadania niedzielne to coś zupełnie innego. Słońce wpada do kuchni (posprzątanej w sobotę - albo i nie), na patelni pojawiają się "kramerki" lub jajecznica, można spokojnie popić je dużym kubkiem herbaty, a potem iść do parku na spacer.

Przebojem naszych niedziel powakacyjnych stały się placuszki waniliowe z marmoladą z róży. Marmoladę z róży dostaliśmy od przyjaciół, którzy przywieźli ją z urlopu na Bałkanach. Była (bo, niestety, już jej nie ma...) pyszna, gęsta i słodka. Większość zużyliśmy w towarzystwie placuszków, reszta została wykorzystana jako nadzienie do mufinek różanych.



Placuszki waniliowe:
1 serek homogenizowany waniliowy (200g)
1 jajko
mąka (3-4 łyżki: tyle, żeby uzyskać odpowiednią gęstość)
1/3 łyżeczki proszku do pieczenia
olej do smażenia

Serek homogenizowany, jajko, mąkę i proszek do pieczenia wymieszać na gładką, dość gęstą masę, która nie będzie się rozlewała po patelni. Gdyby jednak ciasto wyszło zbyt gęste, można dodać odrobinę mleka lub wody.

Na patelni rozgrzać tłuszcz i smażyć kolejne partie placuszków.
Podawać z dżemem lub marmoladą.

sobota, 30 października 2010

Ciasteczka cynamonowe (dla domowych bóstw i innych demonów)

Od razu się przyznaję, że przepis wzięłam stąd, bo i okazja sprzyjająca ;) Przy czym - w tym wypadku były (tzn. nadal są, ale za chwilę ich nie będzie ;) ciasteczka dla naszych bóstw domowych - Lela i Milela ;), a także dla wszystkich, którzy tylko zechcą ( i się załapią ;)

Składniki:

pół szklanki cukru pudru
2 szklanki mąki
180 g masła
2 łyżki śmietany
3 żółtka (pytanie na marginesie - co zrobić z trzema białkami?)
pół łyżeczki cynamonu

Wszystkie składniki trzeba wymieszać i zagnieść z nich ciasto. Następnie ciasto musi poleżakować w lodówce - u mnie jakieś 3,5 godziny. Później - odkrawamy po kawałku i rozwałkowujemy na placek, z którego wycinamy foremkami dowolne kształty :)
Uwaga - ciasto jest z tych przyklejających się, więc trzeba używać sporej ilości mąki.
Przepis oryginalny podaje, żeby piec 15 minut w 180 stopniach. Przy moim kapryśnym piekarniku - z którym dopiero się oswajam - aby ciasteczka były takie w sam raz, piekłam w 200 stopniach i zdecydowanie dłuzej - ok.25 minut.
Można jeść "na sucho", niemniej - u nas dużym powodzeniem cieszy się maczanie ciasteczek w nutelli, szczególnie, że kształt maczaniu sprzyja ;)

Smacznego :)

piątek, 29 października 2010

Zrobiłam risotto...

...i nie zrobiłam mu zdjęcia, zanim zniknęło. Ale nic to, pewnie jeszcze kiedyś zrobię (i risotto, i zdjęcie) i uzupełnię ;)
Risotto jest pomidorowe i jest wege, ale można też przerobić na nie-wege przez dodanie pokrojonej i podsmażonej piersi kurczaka.

Składniki:
cebula
czosnek
ryż
oliwa z oliwek
pomidory
białe wytrawne wino
bulion jarzynowy
bazylia
...i inne przyprawy

Jeśli chodzi o ilości, to zaraz się wytłumaczę. Risotto, które robiłam, było na dwa głodne, średniej wielkości brzuchy i mogłoby go być minimalnie więcej.
Ryżu wzięłam 150 g (na nasze apetyty mogło być 200), od ilości ryżu zależy też ilość bulionu - mój wchłonął ok. 1 litra, oraz ilość wina - tu było pół szklanki.
Cebuli, z racji zdrowotnych, było tylko pół malutkiej, ale spokojnie można dać więcej. Czosnku, z tej samej racji, były trzy duże ząbki, ale - jak ktoś nie przepada, to może dać trochę mniej (albo i więcej ;])
Pomidory... mogą być świeże, obrane ze skórki i pokrojone w kostkę - ilość zależy od ryżu i upodobań. Niemniej - polecam te, które trafiły mi się tym razem, czyli krojone pomidory z bazylią firmy o nieprzyzwoitej nazwie Valfrutta :P. Zużyłam pół puszki, ale łącznie z zalewą-przecierem.

A risotto robi się w sposób następujący...

(zakładamy, że bulion jest już gotowy ;)

Cebulę i czosnek siekamy na drobne kawałeczki i szklimy na oliwie na dużej patelni. Wsypujemy ryż i chwilę podsmażamy, aby cały "obtoczył się" w oliwie. Wlewamy wino i cały czas mieszamy. Gdy większość wina wyparuje (+wchłonie je ryż), zaczynamy podlewać ryż bulionem - ja wlewałam po jednej chochelce co kilka minut. Chodzi o to, żeby ryż cały czas gotował się w bulionie - gdy bulion się wygotowuje, podlewamy następną łyżkę, i oczywiście cały czas mieszamy. Robimy tak do momentu, gdy ryż będzie już prawie ugotowany (lekko al dente) i jego konsystencja będzie nam odpowiadać (czyli risotto, a nie zupa ;). Albo dopóki nie skończy się bulion :P
Pod koniec gotowania dorzucamy pomidory, mieszamy i dusimy wszystko przez kilka minut, wsypujemy bazylię (ja dodałam dwie łyżki stołowe, ale to dlatego, że bazylię uwielbiamy :). Można doprawić też innymi przyprawami - sprawdza się oregano, mieszanka do dań kuchni włoskiej, zioła prowansalskie, mieszanka do pizzy..
I już. Risotto koniecznie jemy gorące i tuż po przygotowaniu - odgrzewane sporo traci. Niektórzy (jak na przykład taki mój jeden współlokator...:>) sugerują, że można na koniec gotowania dodać starty żółty ser, aż do jego roztopienia. Kto wie, może to i dobra sugestia ;)

Pozostaje tylko życzyć smacznego :)
(i mieć nadzieję, że kiedyś uda mi się dołączyć zdjęcie ;)

środa, 13 października 2010

Haluszki inaczej przecieraki

Haluszki to potrawa słowacka. Jak uświadomiła mi ostatnio Clea, w Polsce haluszki nazywa się przecierakami. Jak zwał, tak zwał - są pyszne. Stanowią też świetną propozycję na szybki obiad. Przepisów na haluszki/ przecieraki znalazłam w sieci sporo, ja korzystałam ze strony www.zwegowani.pl  trochę modyfikując ilość składników.

Haluszki alias przecieraki
(wychodzi ok.18 dużych haluszków (haluszek?))


1 kg ziemniaków
3/4 szklanki mąki
jajko
1cebula
1/2 kg półtłustego lub tłustego twarogu
sól
pieprz
szczypiorek

1. Ziemniaki obrać, zetrzeć na grubej tarce. Odsączyć na sicie.
2. Wymieszać z mąką i jajkiem. Dodać sól i pieprz.
3. Łyżką formować owalne kluski i wrzucać je na osolony wrzątek. Gotować je ok.8 - 10 min. od momentu wypłynięcia na powierzchnię.
4. Podawać posypane pokruszonym twarogiem, podsmażoną cebulką i szczypiorkiem.

czwartek, 7 października 2010

Re-aktywacja :)


Przyszła jesień a wraz z nią długie wieczory, dużo czasu, który można spędzić w kuchni, jak też obfitość jesiennych warzyw i owoców. Idealne warunki na reaktywację lekko przykurzonego bloga kulinarnego. Co też czynię (a do bardziej czynnego uczestnictwa planuję namówić pozostałe koleżanki ;)


Na dobry powtórny początek:

Curry z kabaczka z plackami papad
Składniki:
1 średni kabaczek
2 duże pomidory
1 cebula
3-4 ząbki czosnku (można dać mniej w zależności od upodobań)
1 szklanka gruboziarnistego burgulu
curry
chili
sól
pieprz
kurkuma
6-8 placków papad
olej do smażenia

1.Kabaczek obieramy, wydrążamy miąższ. Kroimy w dość grubą kostkę.
2. Pomidory obieramy ze skórki, kroimy w kostkę.
3.Kabaczek i pomidory wrzucamy do garnka, podlewamy wodą i dusimy przez ok.20 min. na wolnym ogniu, pod przykryciem. Od czasu do czasu mieszamy.
4. Cebulę kroimy w piórka, delikatnie solimy, podsmażamy na oleju. Podsmażoną wrzucamy do kabaczka i pomidorów.
5. Burgul płuczemy, zalewamy wrzącą wodą (powinna zakryć kaszę na ok.2-3cm.) odstawiamy na ok.10 min. Powinien wchłonąć większość wody. Następnie wrzucamy go do duszących się warzyw. Gotujemy ok.15 min. często mieszając (ziarna burgulu powinny być całkiem miękkie).
6. Dodajemy ok.1,5 łyżeczki curry. Doprawiamy solą, pieprzem, chili i kurkumą.
7. Na patelni rozgrzewamy odrobinę oleju. Na mocno rozgrzaną kładziemy placek papad, po krótkiej chwili (ok.1 min.) przerzucamy go na drugą stronę. Papad powinien być pomarszczony, z brązowymi plamami.
8. Podajemy gorące.

sobota, 10 lipca 2010

Biust Balladyny :D

I znów muffiny. Następnym razem już zmienię branżę, obiecuję ;)

Oczywiście najlepsze na świecie muffiny z białą czekoladą i malinami robi Clea, i tu nie ma dyskusji. Niemniej – skoro wyżej wspomniana do tej pory nie zamieściła tu przepisu, to ja wklejam swój. Co prawda nie ten najlepszy na świecie (też mam, ale w ferworze trzech mieszkań akurat nie przy sobie), tylko taki z głowy. Czyli ulubiony podstawowy + maliny, ale jeszcze przypomnę:

składniki suche
:
2,5 szklanki mąki
3/4 szklanki cukru
łyżeczka cukru waniliowego
łyżeczka sody oczyszczonej
łyżeczka proszku do pieczenia

składniki mokre
:
2 jajka
1/2 kostki rozpuszczonego masła
ok. 200g jogurtu naturalnego

do tego posiekana tabliczka białej czekolady i maliny – jak dla mnie, to im więcej, tym lepiej, ale wystarczyły jakieś dwie garście + po jednej na każdą muffinkę (każdego muffina?) do dekoracji.

Muffiny robi się klasycznie – zmieszać mokre składniki, zmieszać suche składniki, zmieszać wszystko razem. Dorzucić posiekaną czekoladę, zamieszać, a potem delikatnie dodać maliny i jeszcze delikatniej zamieszać, coby się za bardzo nie rozczłonkowały. Nakładać do wysokości 3/4 foremki, na czubku każdej wcisnąć malinę, wstawić do piekarnika nagrzanego do 180 stopni i piec ok. 20-25 minut. I gotowe :)

A jeśli chodzi o nazwę, to.. . cóż... wybaczcie, ale taki się wymsknął tytuł roboczy i już tak zostało ;)



sobota, 26 czerwca 2010

Sezon na szparagi - odcinek pierwszy

Uwielbiam szparagi. Maj i czerwiec to dla mnie nieustające święto kulinarne. Dzień bez szparaga to dzień stracony.

Szparagi są bardzo dobre same, podane z odrobiną masła. Uwielbiają też łączyć się z czosnkiem. Z ziołami. Z sokiem z cytryny. Białe - tradycyjnie z bułką tartą lub z posiekanym jajkiem na twardo, ale pasuje też do nich beszamel. Zielone lubią towarzystwo bardziej zdecydowane - sery o charakterystycznym smaku, sos imbirowy, chili, inne zielone warzywa.



W tym roku na moim stole królowały sałątki ze szparagami. Podaję przepisy na dwie z nich, podobne do siebie, obie bardzo dobre i łatwe w przygotowaniu.


Sałatka ze szparagami i fetą

Sałata (może być kupny mix sałat)

Pół pęczka zielonych szparagów

Ser typu feta

Oliwa

Czosnek

Sól, pieprz, ulubione zioła

Zielone szparagi kroimy na niewielkie kawałki i gotujemy w lekko osolonej wodzie kilka minut, tak, żeby zachowały jędrność, ale nie były za twarde. Studzimy.

Czosnek - ilość zależy od upodobania jedzących - rozdrabniamy i mieszamy z oliwą z oliwek oraz ziołami.

Ser typu feta kroimy lub kruszymy na drobne kawałki.

Sałatę, szparagi i ser mieszamy ze sobą. Łączymy z oliwą z czosnkiem.


Sałatka ze szparagami i bobem


Ugotowany makaron

Sałata (także może być kupny mix)

Pół kilograma bobu (na początku sezonu szparagowego może być mrożony, pod koniec powinen pojawić się już świeży)

Pęczek zielonych szparagów

Czerwona cebula

Oliwa

Czosnek

Sól, pieprz, zioła (np. mięta)

Szparagi przygotowujemy tak, jak w poprzednim przepisie.

Bób gotujemy dość krótko, aby trochę zmiękł, ale nie zaczął się rozpadać. Studzimy i obieramy ze skórek.

Cebulę drobno kroimy.

Sos z oliwy przygotowujemy tak, jak w poprzednim przepisie. Ze względu na to,  że sałatka zawiera cebulę, można dodać mniej czosnku.

Makaron, szparagi, bób, cebulę i oliwę z przyprawami mieszamy.



niedziela, 9 maja 2010

Odrobina egzotyki - placuszki z komosy ryżowej.

Quinoa czyli komosa ryżowa. Pożywienie Inków i Azteków. Szalenie zdrowa.
Dostałam kiedyś małą torebkę, ale długo bałam się jej użyć. Z czym to się je? Jak się to gotuje? Czy będzie smaczne?

A zatem - jak się gotuje komosę ryżową?

Potrzebne będą:
szklanka komosy
dwie szklanki wody
odrobina soli

Teoretycznie wskazówki powinny być na opakowaniu. U mnie nie było, musiałam skorzystać z wiedzy internautów. Gotuje się to-to na małym ogniu, pod przykryciem, około 10 minut. Wiemy, że odnieśliśmy sukces, jeśli quinoa wchłonie całą (a przynajmniej większość) wody, a jej ziarenka zaczną się rozpadać, tworząc charakterystyczne małe pierścionki.

Okazało się, że Inkowie i Aztecy mieli całkiem niezły gust. Użyłam komosy jako dodatku do sosu (zamiast ryżu lub kaszy) - sprawdziła się bardzo dobrze. Z pozostałą komosą poeksperymentowałam:


Składniki:
1/3 ugotowanej komosy ryżowej (wg proporcji podanych powyżej)
1 jajko
mąka kukurydziana
1 lub 2 łyżki ketchupu
olej

Wykonanie:
Ugotowaną, przestudzoną komosę wymieszać z jajkiem i ketchupem. Następnie dodać mąkę kukurydzianą - tyle, żeby masa porządnie zgęstniała i dały się z niej tworzyć placuszki.
Porcje masy kłaść na patelni i smażyć z obu stron.
Podawać z sosem jogurtowo-czosnkowym.

Pożegnanie z mrożonkami czyli zupa z serem i kukurydzą


W sklepach coraz więcej młodych jarzyn, coraz rzadziej będę sięgać po mrożonki, które stanowiły podstawę mojego żywienia przez ostatnie miesiące. Na pożegnanie zatem - zupa, do której przygotowania używam kilku różnych mrożonek. Zupa jest dobra, sycąca i rozgrzewająca, a jednocześnie bajecznie kolorowa.


Składniki:
bulion warzywny (ja zwykle robię z 3 kostek)
mniej więcej 1/4 mrożonki "włoszczyzna"
mniej więcej 1/4 mrożonki "kalafior"
spora garść mrożonego groszku
mała puszka kukurydzy
ser topiony śmietankowy, duże opakowanie
sól, pieprz
liść laurowy
tabasco

Wykonanie
Zagotować bulion w dużym garnku, wrzucić liść laurowy. Wsypać warzywa z mrożonek, poczekać, aż całość się zagotuje, dodać kukurydzę, gotować około 10 minut.
Połączyć serek z odrobiną przestudzonej zupy w osobnym naczyniu (uwaga, lubią się robić grudki, więc ja często używam miksera). Wlać zawartość z powrotem do garnka, zamieszać, podgrzać. Doprawić solą i pieprzem. Na koniec obowiązkowo dodać sporą łyżkę tabasco.

Poza wymienionymi w przepisie warzywami można użyć też innych: groszku cukrowego, brokułów (tylko uwaga - łatwo się rozpadają), fasolki lub ciecierzycy. Najważniejsze jest jednak połączenie słodkiej kukurydzy, łagodnego sera i ostrego tabasco.

Smacznego! :)

środa, 7 kwietnia 2010

Sernik "Złota rosa"

Sernik "Złota rosa" to jedno z tych kapryśnych ciast, które wymagają składników-nie-zamienników  (tylko ser śmietankowy, żaden inny), odpowiedniej kolejności ich dodawania (sprawdzone - pomylenie kolejności skutkuje cukiernianą klapą), zjadają trochę czasu (uch, to wylepianie foremki ciastem...), a i tak nie ma gwarancji, że wyjdą i że pojawi się owa "złota rosa". 



Niemniej - nawet bez rosy - sernik jest naprawdę godny polecenia i warto się raz na jakiś czas w niego pobawić :)

Na początek najlepiej przygotować foremkę - wyłożyć pergaminem, pergamin posmarować margaryną i obsypać bułką tartą. A potem zabierać się do pieczenia :)

Ciasto
2,5 szklanki mąki
1 szklanka cukru
4 żółtka (białka też się później przydadzą)
1 margaryna mleczna
1,5 łyżeczki proszku do pieczenia
1 aromat waniliowy

Trzeba zagnieść wszystkie składniki (ciasto jest dość luźne) i wylepić cienką warstwą ciasta spód i boki foremki - trzeba uważać, żeby szczególnie w rogach i przy łączeniu ścianek z dnem warstwa nie była zbyt gruba.

Masa serowa
1,25 kg sera (5 kostek sera śmietankowego, kostki są pakowane w taki przezroczysty plastik)
6 jajek
1 szklanka cukru (kryształ)
0,5 szklanki oliwy
1,5 szklanki mleka
1 budyń śmietankowy lub waniliowy
sok z jednej cytryny

Jajka (całe) ubić z cukrem na puszystą pianę (oczywiście w miarę mozliwości), dodać oliwę, ubijać, dodać ser, sok z cytryny, budyń, ubijać, szklankę mleka, ubijać. Kolejność dodawania jest ważna ;]

Masę wylać do foremki, rozprowadzić po cieście, posypać rodzynkami (które można trochę przyklepać). Piec ok. 50 min. w 180 stopniach.
Po upieczeniu ubić 4 pozostałe białka ze szklanką cukru. Ubitą pianą posmarować upieczony sernik. Wstawić ponownie na 20 min. do piekarnika.
Sernik po wystudzeniu wstawić do lodówki i zjadać następnego dnia ;) Kropelki "rosy" pojawiają się podczas studzenia i pobytu sernika w lodówce, ale nawet bez nich sernik jest bardzo dobry ;)


poniedziałek, 29 marca 2010

Makaron w nastroju wiosennym


Zrobiło się ciepło, powoli robi się zielono, więc na fali tej kiełkującej zieloności zazieleniłam mój obiad.


A zatem składniki (proporcje na jedną osobę):

drobny makaron dwujajeczny - garść lub dwie
pięć dorodnych pieczarek
pięć liści szpinaku z mrożonki
mniej więcej 1/3 średniej cukinii
około dwóch łyżeczek startego sera z niebieską pleśnią
sól
pieprz cytrynowy
ząbek czosnku
około łyżki masła

Przygotowanie:
Pokroić pieczarki w plasterki, cukinię w półplasterki, szpinak podgrzać w kuchence mikrofalowej. Na patelni odparować pieczarki, następnie dodać do nich cukinię, rozmrożone liście szpinaku i mniej więcej połowę masła. Całość dusić, aż cukinia trochę zmięknie. W tym czasie ugotować makaron. Warzywa doprawić solą, pieprzem cytrynowym i czosnkiem. Wymieszać makaron z warzywami, resztą masła i serem.

poniedziałek, 22 marca 2010

Dwie zapiekanki



Jeżeli pod jednym dachem mieszkają dwie osoby, jedna wege, druga nie, to czasami posiłki robi się w dwóch wersjach. Najprostszym sposobem na taki podwójny obiad jest zrobienie zapiekanki makaronowej w dwóch, niewiele się od siebie różniących, odmianach.
(Poza tym uwielbiam zapiekanki makaronowe, bo łatwo się je robi, pasuje do nich właściwie wszystko i świetnie się sprawdzają jako sprzątanie lodówki...)



Składniki - obie zapiekanki:
  • makaron penne, najlepiej pełnoziarnisty
  • cebula
  • żółta papryka
  • żółty ser
  • oliwa z oliwek
  • sól, pieprz, inne przyprawy (w zależności od upodobań)
dodatkowo w wersji wege: groszek cukrowy (z mrożonki)
dodatkowo w wersji niewege: kiełbasa


Makaron gotujemy, cebulę drobno siekamy, ser trzemy.
Pozbawioną nasion paprykę podpiekamy lekko w nagrzewającym się piekarniku (potrzebuje trochę więcej czasu niż pozostałe składniki), a następnie kroimy w paseczki lub kostkę.
Kiełbasę kroimy w półplasterki.
Do dwóch naczyń do zapiekania wlewamy trochę oliwy, a następnie wkładamy mniej więcej po połowie wszystkich wspólnych składników, a następnie do wersji wege dodajemy groszek, a do wersji niewege - kiełbasę. Mieszamy i wstawiamy obie formy do piekarnika nagrzanego do mniej więcej 180 stopni. Pieczemy tak długo, aż zapiekanka ładnie się przyrumieni.

poniedziałek, 15 marca 2010

Zupa szpinakowa czyli w poszukiwaniu zieloności ;)


Zima nie odpuszcza, śnieg pada, wiatr wieje i mrozi. A mi się marzy wiosna. Żeby było zielono i słonecznie. Mam dość wszechobecnej bieli, szukam wszelkich odcieni zieleni i wiosenności. Na fali tych poszukiwań, odkryłam na nowo, cudownie zielony SZPINAK. Przez jednych znienawidzony, przez innych kochany. Zdecydowanie należę do drugiej grupy. Uwielbiam szpinak, pod praktycznie każdą postacią. Tak przygotowaną zupę jadłam po raz pierwszy, ale - z całą pewnością - nie ostatni. Informacja dodatkowa - jest to danie jak najbardziej dietetyczne (albowiem odkrywanie uroków diety trwa w dalszym ciągu ;)

Potrzebne będą (średnioobfita porcja jednoosobowa):
pół średniej marchewki
pół średniej pietruszki
kawałek (wielkości połowy marchewki) selera naciowego
kawałek (wielkości ćwierci marchewki) pora
60 - 80g. szpinaku (ja wzięłam mrożone liście Hortexu)
olej słonecznikowy - 2 łyżki
sól
pieprz czarny
czosnek (dla amatorów)

1. Marchewkę i pietruszkę myjemy i obieramy. Następnie scieramy na tarce o grubych oczkach.
2. Pora i selera myjemy i kroimy na drobniutkie plasterki.
3. Olej rozgrzewamy w garnku. Następnie wrzucamy do niego starte marchewkę i pietruszkę, posztkowany por i seler oraz szpinak (zamrożony).
4. Wszystkie warzywa dusimy pod przykryciem mieszając od czasu do czasu. Szpinak powinien się rozmrozić, a wszystkie warzywa - lekko zmięknąć.
5. Następnie do garnka dolewamy szklankę wrzątku.
6. Gotujemy wszystko pod przykryciem, ok.10min (aż warzywa będą wyraźnie miękkie).
7. Całość przelewamy do miksera lub blendera i miksujemy na gładką masę.
8. Ponownie przelewamy zupę do garnka, doprawiamy solą, pieprzem i wyciśniętym czosnkiem.
9. Gotujemy wszystko aż do wrzenia (uwaga! trzeba mieszać, bo zupa się rozwarstwia).
10. Można udekorować prażonymi orzechami włoskimi.


Zieloności! :)


niedziela, 14 marca 2010

Wiosna w dolinie muffinków


Wiosna w dolinie muffinków to nie jest hasło jednorazowe, to jest, proszę państwa, założenie programowe ;)

Tym razem stworzyłam jasną (earl grey, herbaciany posmak i dżem pomarańczowy) i ciemną (czekolada i wiśnie) stronę muffinkowej mocy, i obydwie okazały się mieć zagorzałych zwolenników ;]

Oparte są na moim ulubionym przepisie podstawowym
[2,5 szklanki mąki, 3/4 szklanki cukru, łyżeczka proszku do pieczenia, łyżeczka sody, szczypta soli,
2 jajka, 1/2 rozpuszczonej kostki masła, ok. 200g jogurtu]

przy czym do wersji jasnej - herbacianej dosypałam łyżeczkę drobno zmielonej herbaty (tu konkretnie liściasty earl grey tetley, nadaje się wspaniale) i dolałam esencję z zaparzonej łyżeczki herbaty w 1/4 szklanki wrzątku (razem z fusami! ;). Do tego skórka pomarańczowa, dżem pomarańczowy w środek i już ;) Ciasto zrobiło mi się rzadkie, dosypałam troszkę mąki (czyli szklanki powinny być "z czubkiem") i straciłam nadzieję, ale muffiny pięknie wyrosły. Są miękkie i pyszne, a w ogóle najlepsze są następnego dnia (o ile dotrwają ;)

Ciemne - czyli czekoladowe z wiśniami - to już wybitna prościzna ;) Do sypkich składników dodaje się 3 łyżki kakao, do każdej  muffinki łyżkę wiśniowej konfitury, i już. Jako amatorka aromatów dodałam troszkę tego rumowego, i to był dobry pomysł ;)

A wiosna kiedyś musi przyjść i ja wcale nie widzę tego śniegu za oknem. Wca-le.


niedziela, 7 marca 2010

Galaretka jogurtowa z owocami czyli łasuch na diecie


Przejście na dietę zaraz po założeniu bloga kulinarnego nie było najbardziej strategicznym posunięciem ;) Nagle okazało się, że wszystkie najbardziej ukochane przeze mnie ciasta i ciasteczka są surowo zakazane i nawet myśleć o nich nie powinnam, a co dopiero piec, fotografować i opisywać. To znaczy pewnie, gdyby się skończyło na pieczeniu, fotografowaniu i opisywaniu to zakaz nie byłby tak surowy, jednakże za dobrze znam swoją łakomą naturę, żeby ryzykować. Żegnajcie ciasta i ciasteczka... przynajmniej do Wielkanocy. Co potem - zobaczymy.
Na szczęście okazało się, że na diecie też bywa smacznie i ciekawie. Co więcej - dietetyczne gotowanie bywa wyzwaniem kulinarnym. Nigdy w życiu nie ważyłam wszystkiego tak skrupulatnie ani też nie stosowałam tak wielu składników. Podobno jednym z kluczy do udanej diety jest jej różnorodność. I moja pani dietetyczka wyraźnie zna i stosuję tę zasadę. Przyznaję, że niektóre ze składników wykorzystuję w kuchni po raz pierwszy - na przykład taką rzepę. Albo seler naciowy. Albo piklinga.
A żeby wszystkim Łaskawym Czytelnikom udowodnić, że na diecie może być całkiem smacznie przedstawiam Szanownym Państwu:

Galaretkę jogurtową z owocami (przepis pochodzi z mojej diety, Vitalia)

Składniki:
1 opakowanie jogurtu naturalnego (płynnego)
płaska łyżka żelatyny w proszku
1 łyżeczka miodu (w wersji niedietetycznej - 3-4 łyżeczki)
kilka wyłuskanych orzechów włoskich
opcjonalnie (w wersji n-d ;) rodzynki, posiekane bakalie, kawałki czekolady etc.
owoce do dekoracji (wg upodobań)

1. Żelatynę zalewany zimną wodą. Czekamy aż napęcznieje.
2. Następnie rozpuszczamy ja we wrzątku (ok.1/2 szklanki). Odstawiamy w chłodne miejsce, żeby przestygła (należy zwracać uwagę aby nie stężała).
3. Mieszamy jogurt z miodem, orzechami i innymi dodatkami, zwracając szczególną uwagę żeby miód i jogurt dokładnie się połączyły.
4. Powoli, ciągle mieszając wlewamy przestudzoną żelatynę do jogurtu.
5. Gotową masę wlewami do szklanych pucharków lub miseczek.
6. Odstawiamy do lodówki na ok.2 godziny.
7. Wyjmujemy z lodówki, dekorujemy owocami (można polać sosem owocowym).

Gotowe. Smacznego :)




wtorek, 2 marca 2010

Inauguracja, czyli muffiny cytry-nowe


Ponieważ Awnee zrzeka się honorów inauguracji, rozpocznę ja - przepisem na całkiem wiosenne muffiny cytrynowe, które są le-nową wariacją w oczekiwaniu na wiosnę, zainspirowaną marmoladą cytry-nową ;)



Muffiny cytrynowe

Potrzebne będą:

[składniki suche]
2,5 szklanki mąki
3/4 szklanki cukru + 1 duża łyżka cukru waniliowego (na moim było napisane "2x mocniejszy", więc można wziąć trochę więcej)
1 łyżeczka sody oczyszczonej
1 łyżeczka proszku do pieczenia
szczypta soli

[składniki mokre]
2 jajka
1/2 kostki masła (rozpuszczone i przestudzone)
ok. 200g jogurtu naturalnego (wzięłam mniej więcej połowę kubeczka o pojemności 390g ;)

[dodatki]
marmolada cytrynowa (znaleziona w almie ;) myślę, że inne cytrusowe dżemy też mogłyby się nadawać)
tabliczka białej czekolady (posiekana na drobne kawałki)
skórka pomarańczowa (kandyzowana, wzięłam kopiastą łyżkę :)

A, i jeszcze! Jeśli ktoś (jak Le na przykład ;) lubi tzw. "ordynarny cytryniak ze sklepu", to może dodać troszkę aromatu cytrynowego. Ja dodałam i sobie chwalę ;)

Muffinki robi się klasycznie - muffinkowo, czyli mieszamy wszystkie suche składniki, mieszamy wszystkie mokre, mieszamy wszystko razem, dorzucamy dodatki (oprócz marmolady) i mieszamy raz jeszcze, niezbyt dokładnie. Do foremek nakładamy łyżkę ciasta, łyżkę marmolady i łyżkę ciasta, w moich muffinkach trochę ciastu pomagałam, żeby się w miarę równomiernie rozłożyło. Foremki powinny być wypełnione tak w ok. 2/3 wysokości. Wstawiamy muffiny do piekarnika nagrzanego do 190 stopni i pieczemy 20 minut. W końcowej fazie pieczenia trzeba je uważnie obserwować, bo jeśli kawałki czekolady wydostaną się na wierzch ciasta i spłyną, to mogą się łatwo przypalić (ale wtedy i tak smakują jak karmel ;)

I to wszystko. Smacznego ;)