sobota, 10 lipca 2010

Biust Balladyny :D

I znów muffiny. Następnym razem już zmienię branżę, obiecuję ;)

Oczywiście najlepsze na świecie muffiny z białą czekoladą i malinami robi Clea, i tu nie ma dyskusji. Niemniej – skoro wyżej wspomniana do tej pory nie zamieściła tu przepisu, to ja wklejam swój. Co prawda nie ten najlepszy na świecie (też mam, ale w ferworze trzech mieszkań akurat nie przy sobie), tylko taki z głowy. Czyli ulubiony podstawowy + maliny, ale jeszcze przypomnę:

składniki suche
:
2,5 szklanki mąki
3/4 szklanki cukru
łyżeczka cukru waniliowego
łyżeczka sody oczyszczonej
łyżeczka proszku do pieczenia

składniki mokre
:
2 jajka
1/2 kostki rozpuszczonego masła
ok. 200g jogurtu naturalnego

do tego posiekana tabliczka białej czekolady i maliny – jak dla mnie, to im więcej, tym lepiej, ale wystarczyły jakieś dwie garście + po jednej na każdą muffinkę (każdego muffina?) do dekoracji.

Muffiny robi się klasycznie – zmieszać mokre składniki, zmieszać suche składniki, zmieszać wszystko razem. Dorzucić posiekaną czekoladę, zamieszać, a potem delikatnie dodać maliny i jeszcze delikatniej zamieszać, coby się za bardzo nie rozczłonkowały. Nakładać do wysokości 3/4 foremki, na czubku każdej wcisnąć malinę, wstawić do piekarnika nagrzanego do 180 stopni i piec ok. 20-25 minut. I gotowe :)

A jeśli chodzi o nazwę, to.. . cóż... wybaczcie, ale taki się wymsknął tytuł roboczy i już tak zostało ;)